Recenzja filmu

Trzej Muszkieterowie: D’Artagnan (2023)
Martin Bourboulon
François Civil
Vincent Cassel

W służbie Jego Królewskiej Mości

Martin Bourboulon widzi powieść Aleksandra Dumasa jako prostolinijną sensacyjną intrygę. Czerpie z całego narracyjnego dobrodziejstwa szpiegowskiego kina, a D'Artagnana stawia w roli tajnego
W służbie Jego Królewskiej Mości
W kieszeni list polecający od ojca. Przy pasie naostrzona szpada. Pewnie nieco zawyżone ego i krystalicznie rozumiane pojęcie honoru. Szarmanckość, bezkrytyczny szacunek do władcy i wrodzona duma z Francji. Poznajcie Charlesa D'Artagnana (François Civil). Niech nie zmyli Was upaprana błotem facjata, potargany płaszcz i podobieństwo do rozerwanego przez wiatr stracha na wróble. To włóczęga tylko tymczasowy. Przede wszystkim jednak chłopak o złotym sercu z jasno określonym życiowym celem. Tym marzeniem jest wstąpienie do szeregu królewskich muszkieterów. Formalna droga do werbunku wydaje się przy tym nieco wyboista. Trzeba więc iść na skróty i trzeba podejmować ryzyko. Wszystko oczywiście z podniesionym czołem i brawurą komiksowego superbohatera. 


Dla reżysera, Martina Bourboulona, historyczność wydarzeń ma charakter marginalny. Potrzebna jest ona oczywiście do rozstawienia pionków po obu stronach szachownicy. Zaznaczenia, kto knuje i spiskuje, a kto pozostaje wierny i niezłomny. Na tronie siedzi marionetkowy król Ludwik XIII (Louis Garrel), a dołki pod nim kopie dwulicowy kardynał Richelieu (Eric Ruf). Francję zaczyna rozrywać religijna wojna między protestantami a katolikami, korytarze Wersalu aż pęcznieją od dworskich intryg, zdrad i interesów. Każdy chce coś ugrać i zbliżyć się do tronu. Władza to duży tort, o którego nawet okruszki wielu walczy. Dla twórców spiskowy entourage służy przede wszystkim do zbudowania nastroju, poczucia nieufności i uzasadnienia konieczności szybkich obustronnych reakcji. Bo naprawdę nie ma na co czekać. To kino, w którym pierwszoplanowe role odgrywają czas i pęd. Raz na włosku wisi życie przyjaciela, kiedy indziej bezpieczeństwo całego królestwa. 

Głównym atutem "Trzech muszkieterów" jest warsztatowa biegłość połączona z realizacyjną pomysłowością. Pojedynki na szpady zazwyczaj zrobione są na długich ujęciach. Kamera Nicolasa Bolduca krąży między walczącymi, przechodzi od planów totalnych do zbliżeń, wydobywa popłoch i zamęt, ale nie gubi przy tym orientacji na głównych bohaterów. Taka jest leśna konfrontacja muszkieterów z gwardzistami kardynała, kiedy płynnie przeskakujemy między D'Artagnanem, Atosem (Vincent Cassel), Aramisem (Romain Duris) a Portosem (Pio Marmaï). Misterny krwawy balet. Ciosy i cięcia słusznie ważą i brzmią, ruch jest zamaszysty i efektowny, ale zawsze naturalny. Techniczny popis wsparty autentycznym fizycznym wysiłkiem. Płaszcz i szpada jak się patrzy. Realizacyjna poprzeczka bywa postawiona wyżej. Wymagająca umiejętnego oświetlenia scena nocnego mordobicia w strugach deszczu jest na pewno kolejnym dużym osiągnięciem. Twórcy co chwilę wychodzą z jakąś formalną propozycją: grą barw i świateł (bal u księcia Buckingham), kompozycją kadrów (ślub) czy finałowym zawieszeniem akcji, będącym kuszącym zaproszeniem do kina na grudniową kontynuację. 


Szermierka słowna przychodzi scenarzystom również z dużą łatwością. Dialogi oparte na szybkich ripostach, flircie i zaczepkach korespondują z awanturniczym tonem całości. Twórcy w portretowaniu wiodących postaci są pobieżni, ale przy tym konkretni, eksponując definiujące bohaterów pojedyncze cechy osobowości (odwaga, ufność, spryt). W tym świecie przyjaźń cementują wspólnie wyznawane wartości, ale jeszcze lepiej robi to przecież wspólny wróg. Zawiązywanie relacji między muszkieterami opiera się na umawianych bez większego zastanowienia pojedynkach z sekundantem. Do tego wystarczy drobnostka, nieporozumienie albo nietakt. Scenarzyści zręcznie balansują wtedy na granicy zgrywy i parodii gatunku. Żądanie satysfakcji jest absurdalnym, ale jedynym rozsądnym dla obu stron rozwiązaniem. Śmierć jak kromka chleba. D'Artagnan przyjmuje kolejne wyzwania jak zaproszenia do znajomych na Facebooku. Z lekkością i swobodą rozwijany jest też romantyczny wątek muszkietera z Konstancją (Lyna Khoudri). Interesowna wymiana przysług z czasem przemienia się w bezinteresowną wymianę uczuć. Ładne to, słodkie i aktorsko przekonujące. 


Proporcje między "portretem czasów" a XVII-wiecznym akcyjniakiem rozłożone są zdecydowanie na korzyść tego drugiego. Od fabularnej zawiłości i społecznej panoramy dużo ważniejsze są widowiskowość i spektakl. Ze słownymi grami wygrywają szermierskie potyczki, nad politycznym podstępem górują operatorskie akrobacje. "Trzem muszkieterombliżej do "Szklanej pułapkiniż historycznego fresku. Martin Bourboulon widzi powieść Aleksandra Dumasa jako prostolinijną sensacyjną intrygę. Czerpie z całego narracyjnego dobrodziejstwa szpiegowskiego kina, a D'Artagnana stawia w roli tajnego agenta w służbie Jego Królewskiej Mości. Cała reszta to okolicznościowa scenografia i miniona technologia. Gra o władzę ciągle przebiega przy użyciu tych samych metod manipulacji, wpływów i nacisków. Kostium wierny epoce, ale współczesne kino gatunku. W ten oto sposób dostajemy prawdziwie nowoczesną adaptację literackiej klasyki. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones